Nie wiem, nie pamiętam, ja tu tylko sprzątam
Jak się domyślacie, do zawarcia ugody nie doszło, tym samym przyszło mi się stawić na kolejnej rozprawie w październiku. Zapowiedzianych było troje świadków, każdy z nich oczywiście miał opisać wydarzenia z własnej perspektywy a sąd miał podjąć decyzję czy dyscyplinarka była słuszna, czy też nie. Spodziewałem się, że będzie zabawnie, ja się uśmiałem czytając odpowiedź N na mój pozew. W związku z tym, że w wyznaczonym czasie nie doszło do ugody, sędzia po raz kolejny zaproponowała stronom jej zawarcie. Niestety, problem był tego rodzaju, że osoba decyzyjna w sprawie była jednym ze świadków, tym samym nie mogliśmy z nią rozmawiać 😉
N, jako korpo posiadająca „takich świetnych prawników” (cytat z Mirona), wystawiła na sprawę przemiłą, uprzejmą i drobną „dziewczynkę” – aplikantkę:
Znaleźliśmy jednak sposób na obejście tej małej niedogodności – aplikantka dzwoniła do kancelarii, po przebiciu się przez kilka osób, przekazywała informacje pełnomocnikowi, który dzwonił do świadka i oddzwaniał z decyzją. Jak się jednak okazało, nawet pomimo mojej dobrej woli zejścia z odszkodowania o 30% (gdzie pozostała kwota była niższa niż cena za prawko na lewo) osoba ta stwierdziła, że nie chce żadnej ugody. Później, na sali sądowej, wprost powiedziała, że to zwolnienie było pokazówką dla pozostałych pracowników i mam być przykładem, jak się kończy kombinowanie. Dobre sobie, zanim się coś takiego powie najpierw potrzeba to udowodnić, ale ta pani chyba o tym nie wiedziała, bo była bardzo pewna siebie. W zasadzie jakoś specjalnie mi na tej ugodzie nie zależało – dlaczego, skoro nic nie zrobiłem, miałbym iść na ugodę tracąc jeszcze na tym…
Zaczęliśmy wzywać na rozprawę świadków.
Pierwszy z nich (był z mojej lokalizacji), opowiadał jak wyglądała sytuacja z jego perspektywy, a także opisał podobny przypadek (o którym wspominałem wcześniej i który również nie został wyjaśniony). Niestety, chyba ze stresu, pomylił wszystkie miesiące, i kiedy próbowałem go dyskretnie poprawić, (mniej więcej tak, jak ściąganie na maturze z matematyki, kiedy wiesz że jak cię przyłapią to usadzisz ze sobą sto osób), widać było że panie ławniczki nie wytrzymują napięcia i przeze mnie zaczynają rechotać. Pani mecenas zaczęła mnie dźgać łokciem i uciszać, przekazując w ten sposób, że tak nie wolno. Na szczęście, świadek sam się zreflektował, że pojebał wszystkie daty, jakie się dało, i szybko się poprawił.
Trudno mu się dziwić – tyle tego było, że niektóre wątki, ze względu na ich złożoność i współzależność, musiał opowiadać kilkukrotnie. Na pewno nie da się zapomnieć tych uśmiechów na twarzy składu sędziowskiego, kiedy opowiadał o tak zwanej amnestii, a także o tym, że działowi bezpieczeństwa chyba jakoś szczególnie nie zależało na rozwiązaniu zgłoszenia.
Potem przyszła kolej na następnego świadka. Pytania się powtarzały i zaczynało się robić dosyć sennie. Obudził mnie delikatnie podniesiony głos sądu, który chyba poirytował się na niego i jego korpopierdolenie.
Zaczynało się robić ciekawie. Sąd chciał się dowiedzieć, kiedy świadek pozyskał wiedzę na temat jakichkolwiek moich wybryków. Jakoś biedny nie mógł sobie przypomnieć, pomimo tego, że pisał w tej sprawie maila żądając od Mirona wyjaśnień.
Wtedy sędzia po raz pierwszy upomniała go o tym, że za składanie fałszywych zeznań grozi kryminał. Mimo to, nie stracił fasonu, i dziarsko odpowiedział że nie wie. Sąd zaczął wtedy uderzać młotkiem, tak często, jakby robił na taśmie i rozbijał orzechy włoskie z łupin, i tym razem już bardzo podniesionym głosem krzyczał o kryminale. Świadek N powoli chyba jednak sam zaczął wątpić w to, że nie wie :), bo zaczął się trząść prawie tak, jak wibracyjny krążek Durexa. Sąd nabierał już takiego zamachu, że miałem wrażenie, że za chwilę rzuci w niego tym młotkiem. Świadek chyba się zorientował, że ma już lekko przejebane, więc „nie wiem” zamienił na „nie pamiętam”.
Dalej już poszło jak z płatka – na każde pytanie odpowiadał, że nie pamięta i płonąc ze wstydu opuścił szybko salę sądową.
Po nim przyszła była pani prawnik, jakiś super ważny dyrektor od administracji. Ta sama, która mówiła dlaczego nie dopuści do ugody. Była bardzo pewna siebie, przynajmniej do czasu, aż została uświadomiona, że do sądu nie należy zwracać się per „Pani”.
Wyglądało na to, jakby uzgodnioną strategią były szybkie i konkretne odpowiedzi, nie wnoszące nic do sprawy. Na każde pytanie pogłębiające, odpowiadali ‘nie wiem’ albo ‘nie pamiętam’, co bardzo irytowało sąd, bo coraz głośniej zadawał pytania, co wprawiało świadków N w lekkie drgawki.
Niestety, mimo przesłuchania trzech osób, niczego się nie dowiedzieliśmy, prócz tego, że wszelkie nadużycia były podpisane moim loginem (no bo niby czyim skoro zgłaszałem, że ktoś włamał mi się na konto), ale nikt nie odpowiedział w jaki sposób sprawdzono i udowodniono, że to ja je wprowadzałem a nie ktoś inny. Sędzia była tym faktem widocznie poirytowana, bo na kolejną rozprawę wezwała pracownika z działu bezpieczeństwa, który weryfikował moje zgłoszenie, a także kolejnego dyrektora z administracji, który zdaniem świadków powinien udzielić bardziej wyczerpujących odpowiedzi.
Ja w tym czasie ocierałem łzy wielkości grochu, spowodowane tłumieniem śmiechu. To co się tam działo wołało o pomstę do nieba.
Przynajmniej jestem świadomy, że oni wiedzą tyle co ja, czyli nic.
Najlepsze ostatnie zdanie.W świetle afery z wykradzionymi ostatnio danymi klientów pojawia się jasny i klarowny obraz tego co dzieje się w tej firmie – totalny bałagan.
Typowa Pani Prawie Prawnik z HR…